środa, 2 czerwca 2010

SUCH AMAZING DAY!

Ja

i Pete






Nie ogarnięci, po koncercie.

27 maja odbył się koncert AC/DC na Warszawskim Bemowie. Jednym słowem było mega zajebiście. Jechaliśmy 8 godzin, to wina korków, myślałam, że zgine w tym aucie! Zapomniałam o płycie, więc jechaliśmy słuchając jakże nudnego radia, w między czasie wychylając się z okna i krzycząc do ludzi. Gdy dojechaliśmy na miejsce, o dziwo nie było tak wielkich kolejek do wejścia. Szczerze mówiąc byłam tym zaskoczona, ponieważ na Madonnie było więcej ludzi i beznadziejna organizacja, Madonna też w nie najlepszym stanie. Siedzieliśmy na trawie przed sceną która mieściła się 5 metrów od nas! Okazało się, że znajomy Piotra jest też na koncercie i się z nim spotkaliśmy, poznając przy okazji dwójkę ludzi. Przed oczekiwanym zespołem zaszczycił obecnością 'kultowy' Dżem, w czasie jego trwania, rozmawiałam z pewnym chłopakiem z Rosji. Mieszka on w Moskwie, na początku wogóle myślałam, że to dziewczyna, ale jak się odwrócił nie miałam wątpliwości, że to męska rasa;p Nazywa się Sasha i jest miłością mojego życia, nie ma tylko facebooka, tylko tą rosyjską odmiane naszej klasy.Był bardzo fajnie ubrany! Jeszcze czegoś nie dodałam, moja mama miała przypuszczenie, że jest gejem, modle się żeby to nie była prawda, zakochanie w geju, z tego wyszłaby niezła historia, haha. Wróce do tematu AC/DC, na niego przecież tam przyjechałam. Angus skakał po całej scenie, nie widać że jest starszy ode mnie prawie o pół wieku.Efekty były fenomenalne, byłam mokra od potu innych, i wszystko idealnie widziałam! W drogę powrotną uwaliłam się na tyle samochodu i spałam do samego Wałbrzycha. Wróciliśmy o 7 rano, wstałam po raz drugi tamtego dnia, ale już o po 13, czułam się jak worek treningowy, od podskakiwania bolały mnie nogi i głowa od hałasu. Definitywnie najlepszy dzień w roku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz